Forum WyspyRPG Strona Główna WyspyRPG
Forum prywatne poświęcone RPG
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Świątynia śluzu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WyspyRPG Strona Główna -> Odkrywcy Torn
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kageryu




Dołączył: 22 Sty 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:17, 31 Sty 2018    Temat postu: Świątynia śluzu

Poniżej wklejam link do opisu przygody:)

W dziwny sposób muszę mieć 3 posty żeby to wstawić więc no ten tego Razz

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kageryu dnia Śro 14:19, 31 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kageryu




Dołączył: 22 Sty 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:18, 31 Sty 2018    Temat postu:

Świątynia Śluzu:

Na Torn wielu jest śmiałków i wiele tajemnic do zbadania. Tak więc śmiałkowie znów ruszyli by badać nieznane.

Grigori Noveris - czarodziej, którego śmiałkowie raz już z objęć śmierci wyrwali płacąc cenę niebagatelną. Po spotkaniu w smoczych ruinach zebrał się na odwagę by z lękiem i traumą swej śmierci znów w oczy stanąć. Znów do Okhurst w podziemia gnoli chciał ruszyć. Jednak nauczony swymi wcześniejszymi doświadczeniami nie sam zamierzał się tam udać. Wrócił więc do Hevenfall by odnaleźć niebagatelnego paladyna o sercu czystym niczym łza a i prostym umyśle jak i jego twarz. Znalazł więc zakutego w lśniącą, niczym psie przyrodzenie, zbroję orka - Groma Blaksoun’a, rycerza w służbie smoczemu bóstwu. Składał on właśnie śluby w świątyni. Jednak wiedząc, że dwoje to zbyt mało, by się przez podziemia przebić posłał list do jednego z swych wybawców, którzy to truchło jego ciągnęli za sobą do samego Hevenfall. Selune Venterim - elficki mnich, wśród krasnoludów wychowany, o lekko dziwnym obyciu - jak na elfa, który to i dla was kreśli te słowa, jeno gdy wiadomość odebrał wyruszył w drogę by swego druha swego od niedoli wybawić. A jako, że słabość żem widział w duszy czarodzieja, a i okazja się nadarzyła, zabrałem ze sobą Dafne druidkę Kręgu Księżyca o nieprzeciętnej aparycji i zdolnościach niemałych.

Czwórka nasza w Oukhrust się spotkała i w karczmie przy zacnym trunku, jak na taką mieścinę, żeśmy wiedzą się dzielili. A i wypytać kapitan straży nie omieszkaliśmy co się pod naszą nieobecność działo. Grigori przy okazji chłopa jakiegoś nawiedził, co by pewność mieć, że nie kręci z drowami, tymi szujami, za naszymi plecami.

Po przygotowaniach znów zeszliśmy do studni. Tam niewiele się zmieniło. Znów brodziliśmy w wodzie, i tym razem nikt nie miał z tym problemów. Jednak gdyśmy przechodzili przy korytarzu do gniazda bestii hakowych, bystre oczy Dafne ślady krwi na ścianach spostrzegły. Zaniepokoiło to nas znacznie. Ostrożnym krokiem zbliżyliśmy się co by zbadać znaki. Okazało się, że w korytarzu leży martwa bestia przy truchle sodomickiego drowa. Szczeznąć mu niedawno było dane - co za szczęście o jednego szkodnika mniej na tym świecie. Mapę miał przy sobie z zaznaczonym gniazdem hakowych bestii. Gdyśmy się zbliżyli wyraźniejsze stały się odgłosy języka bestii, zdawały się smutne i osamotnione. By dowiedzieć się co się stało, skradając się przez szczelinę ruszyłem. Bogom niech dzięki będą że tak cicho podejść do drugiego wejścia mi się udało. W gnieździe sała ciężko ranna druga bestia, zaś u jej stóp leżały rozbite lub wyklute jaja i więcej szczezłych w agonii, mam nadzieję, drowów.. Zbyt daleko byłem by pewność mieć. Więc trochę prowiantu bestii zostawiłem, by nie sczezła z głodu. A i kilka ziół leczących w nim przemyciłem. Po mym powrocie zdecydowaliśmy się wysłać chowańca Grigoriego - Orzeła Jeden jak go nazwał - co by sprawdzić dokładniej sytuację w gnieździe. Zostało jedno jajo, reszta zaś została rozbita lub znikła. Po rozważeniu kilku opcji zdecydowaliśmy się nie ryzykować rozjuszenia rannej bestii i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Doszliśmy do miejsca rytuału bez większego problemu i o dziwo nie napotkaliśmy więcej ani gnoli ani sodomickich drowów. W poszukiwaniu śladów zatrzymaliśmy się na chwilę. Bystre elfie oczy wypatrzyły ślady bezbożnych drowów, za którymi też ruszyliśmy. W drodze jednak nieszczęście nas spotkało. Tunel walić się począ. Ja zamyślony nie zdołałem uniknąć jednego z lecących kamieni i krew ściekała po mej skroni. Gorm zaś na swą twarz mężnie przyjął całkiem spory głaz. Dafne zręcznie uniknęła lawiny i o dziwo choć Grigori również. I tak zostaliśmy odcięci z dwóch stron przez osuwiska skalne. Po lekkim oparzeniu ran dzielnego paladyna ruszyliśmy w drogę poprzez szczelinę, która się odsłoniła po wstrząsach. Była tam kolejna jaskinia. Woda ściekała po jej ścianach, zaś na podłodze leżała gruba warstwa kurzu i pyłu. Szybki zwiad przez Orzeła Jeden wskazał nam kierunek w, którym powinniśmy się udać - tunel po prawej był ślepo zakończony.
Po kilku minutach marszu trafiliśmy do części wyraźnie zbudowanej przez istoty inteligentne - murowane ściany, równe podłoże, zdobienia. NIe było to najpiękniejsze ale jednak widać było, że ktoś coś tu czcił - pewnie jakieś plugawe bóstwo drowów. Szliśmy ostrożnie. W końcu zdradzieckie drowy uwielbiają pułapki. W pierwszej komnacie ściany zdobione były w jakiegoś rodzaju wiry, zaś przy jednej ze ścian stał posąg czegoś bliżej nieokreślonego.

Pomimo wszelkich naszych starań by uniknąć wszelkiego niebezpieczeństwa, gdy zamierzaliśmy ruszyć dalej w głąb świątyni spadła na nas szara maź. A co gorsze galareta się ruszała… Po krótkiej walce udało się nam rozgromić adwersarza. Niestety ucierpiał na tym miecz Groma - niestety stwór był stworzony z kwasu a jak wszem i w obec wiadomo stal z kwasem nie bardzo w parze idzie.

Wkroczyliśmy do dalszych korytarzy. I ku naszemu zdziwieniu spostrzegliśmy zawieszoną w powietrzu postać. Przygotowaliśmy się do walki. Jednak Grom rozpoczął całkiem logiczną konwersację z tym co stało przed nami. Gdy tak się przyglądałem istocie stwierdziłem, że to jeden z tych sodomitów, bezbożników - drow. Jednak było to tylko jego ścierwo, zawieszone w ciele istoty, z którą rozmawialiśmy. Poznać to się dało po wszelkiej maści broni i innych przedmiotach zawieszonych w koło truchła. Glabagool - tak nazwał siebie wielki galaretowaty sześcian - okazał się być istotą o dość ciekawskim usposobieniu. Po krótkich negocjacjach udało się zdobyć jedną z broni, która to pływała w jego wnętrzu - maczugę drowów, tych plugawicieli, zdobioną na szczycie w pajęczynę. Ze względu na małą poręczność w mym stylu walki oddałem ją paladynowi - jego miecz zdawał się być w marnym stanie.

Ruszyliśmy dalej. Nie licząc kilku zakrętów, komnat niewiele się działo, Glabagool szedł przed nami - choć to może za dużo powiedziane. Jednak mimo to po jakimś czasie nasz przyjaciel Grom znów złapał jedną z tych szarych mazi. Spadła na niego ze sklepienia. Jednak wielkim wyzwaniem nie była. Choć przyznać muszę, błyskawicznie zarastająca skóra na twarzy orka w lekkie osłupienie mnie wprawiła. No i do tego nasz paladyn nie świecił już tak bardzo - zbroja mu przerdzewiała i lekko kruszyć się zaczęła.

Po zwiedzeniu kilku dalszych rejonów i dojściu do przejścia do kolejnych naturalnych oraz czterech korytarzy prowadzących do zamkniętych drzwi - co udało się nam ustalić dzięki Orzełowi Jeden, postanowiliśmy odpocząć chwilę i się zregenerować. Po czym ruszyliśmy ku czterem korytarzom. Sześcian bez problemu przeszedł. Ja zaś starając się jak najdokładniej sprawdzić czy nie czeka nas tam nic groźnego przeszukałem owe przejście. I nie znalazłem nic niebezpiecznego. W jakim żem był błędzie. Nie spostrzegłem jak otwiera się klapa w podłodze. A że byłem w już na wykrocznej nodze oparty to i uratować się nie zdążyłem i w dół zleciałem jakieś 3 metry. I niestety czekała tam na mnie już niemiła niespodzianka - czarny śluz, który zaatakował gdy jeszcze leżałem. Na szczęście nie zadał mi śmiertelnych ran. Jednak ból przeszył me ciało. Zebrałem wszelkie siły w sobie i wyskoczyłem z niedogodnego miejsca do walki. On zaś ruszył za mną i zdążył jeszcze uderzyć mnie w goleń. Walka nasza zacieła była. niejedno zaklęcie ognia poleciało. Jednak z walki wyszliśmy zwycięsko. Niestety znów ucierpiała na tym zbroja naszego palladyna. Jego światłość nie była już tak światła.

Drzwi w kolejnej komnacie nie były dla nas problemem. Jednak poświęciliśmy chwilę czasu by opatrzyć swe rany. Za wrotami ujrzeliśmy dziedziniec z fontanną. We wnękach ścian stały posągi sodomickich, bezjajich i bezbożnych drowów. Orzeł Jeden usiadł na jednym z nich to było ostatnie lądowanie Orzeła Jeden. W chwilę rzeźba zmieniła kształt i połknęła biednego chowańca. Wszystkie pozostałe poszły w jej ślady - znów musieliśmy walczyć z szarymi śluzami. Moje pięści, magiczna - jak się okazało - maczuga paladyna i przede wszystkim lodowe zaklęcia Dafne szybko sobie poradziły z naszym adwersarzem. Niestety nie znaleźliśmy tu więcej nic ciekawego.

Drugi korytarz do naturalnej jaskini kończył się ślepo. Nie było wyjścia. Jednak mieliśmy pewność, że strop nie jest niesamowicie gruby a nad nim znajduje się akwen wodny. Po kilku próbach udało się nam zrobić wyłom, przez który zaczęła wlewać się woda. Gdy pomieszczenia zostały zalane bez większych przeszkód wypłynęliśmy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kageryu dnia Śro 14:23, 31 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WyspyRPG Strona Główna -> Odkrywcy Torn Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin